logo

Chile - pustynia Atacama

samolot Następnego dnia, już wypoczęci, polecieliśmy samolotem, który jest na zdjęciu obok, do Calamy – oazy na Atacamie. Ja byłam podekscytowana, gdyż po pierwsze lubię loty na niewielkich wysokościach, gdzie można podziwiać przez okno krajobrazy, przemykające w dole, a po drugie miałam udać się na pustynię a ja na pustyni dobrze się czuję. Być może chodzi tu o suche powietrze, które mi odpowiada, a może po prostu polubiłam pustynie od czasu naszych przejażdżek z mężem na wielbłądach po Saharze. Jeśli chodzi o małą wilgotność powietrza, to Atakama jak najbardziej miała sprostać moim oczekiwaniom, gdyż uznawana jest za najsuchszą pustynię świata a w niektórych rejonach deszcz nie spadł od 400 lat.

Jedna z moich koleżanek boi się latać samolotem i, gdy po dłuższym przelocie nad pustą przestrzenią i pojawieniu się pod nami śladów cywilizacji w postaci wiatraków, zaczęło rzucać naszym samolotem, miała minę nietęgą, ale na mnie akurat turbulencje nie robią wrażenia, wręcz przeciwnie, podkręca mi się poziom adrenaliny, co sprawia, że czuję się bardziej podekscytowana – oto zaczyna się przygoda. Kiedy jeszcze po osiągnięciu miejsca, które mogło w zarysie przypominać lotnisko i obniżeniu lotu, wcale nie wylądowaliśmy, tylko poszliśmy na drugi krąg, przelatując nisko nad wzgórzami, zamykającymi kotlinę, emocje wzrosły, ale na szczęście po wykonaniu drugiego podejścia, wylądowaliśmy szczęśliwie.

Tym samym znalazłam się na kolejnej pustyni, którą chciałam kiedyś zobaczyć, wabiona opowieściami innych podróżników o jej pięknie.

ja na Atacamie
Ja na Atacamie

Przejazd busem przez Atacamę z Calamy do San Pedro de Atacama zajął nam trochę czasu (100 km) i w czasie jazdy zapoznawaliśmy się w jej charakterystyką. Mimo, że jest to obszar bardzo suchy, mieszkają na nim zwierzęta: wiskacze (małe zwierzęta futerkowe, podobne do szynszyli, zamieszkujące skalne szczeliny), jelenie huemale, lisy andyjski, wikunie - popielate wielbłądy poruszające się mimochodem, żyjące w grupach rodzinnych, mające najcieńszą wełnę na świecie, guanaco – większe od wikunii z ciemniejszym pyskiem krewne lam oraz lamy i alpaki, które zostały udomowione. Mniejsze od lam alpaki są hodowane na mięso i wełnę (jest ona bardzo delikatna, ale tym samym droga). Lama służy tu jako środek transportu, hodowana jest również na mięso, ale wełna z niej jest gruba i sztywna, nadaje się więc tylko na narzuty, pledy i kilimy. Świnka morska została tu udomowiona i niestety hodowana jest w domach z przeznaczeniem do zjedzenia przy ważniejszych, świątecznych okazjach. Ptaki, które można spotkać na pustynnych słonych jeziorach to stada flamingów oraz mewy i kaczki.

wikunia
Wikunia - najmniejszy przedstawiciel rodziny wielbłądowatych

lama
Udomowiona lama, główny środek transportu Indian

andyjskie zwierzęta
Zwierzęta hodowane na terenach przyandyjskich

flamingi
Środowiskiem naturalnym flamingów są słone wody lagun na Atacamie

Pustynia to nie tylko piach i skały. To miejsce wydobywania różnych kopalnianych bogactw naturalnych. Gospodarka Chile opierała się przez wiele dziesięcioleci na górnictwie miedzi i saletry. Dużą część energii wytwarzają tu elektrownie wiatrowe. Geologią Chile zajmował się polski geolog Domeyko, ożeniony z Chilijką, będący założycielem i pierwszym rektorem Uniwersytetu Chilijskiego. Jadąc przez Atacamę widzimy pasmo górskie, nazwane Kordylierą Domeyki ku jego czci. W ogóle poznając dziewiętnastowieczną historię krajów Ameryki Południowej napotykamy się na polskie nazwiska naukowców, odkrywców i inżynierów, którym te kraje wiele zawdzięczają i nieuchronnie nasuwa się refleksja, że nasza tragiczna sytuacja z czasów zaborów i powstań miała też, dzięki emigracji wykształconych i światłych Polaków swój pozytywny wydźwięk, poprzez ich wpływ na losy innych państw. I miło jest usłyszeć, że do dziś są oni wspominani z wdzięcznością, w przeciwieństwie do innych nacji, których celem było po pojawieniu się w tych rejonach grabienie, zabijanie i niszczenie zastałej kultury autochtonów.

pustynia
Pustynia Atacama

wiatraki     pomnik
Elektrownia wiatrowa na pustyni i tablica poświęcona geologowi

W historii Chile, Boliwii i Peru wyróżnia się kilka następujących po sobie starożytnych cywilizacji. Archeolodzy znajdują pozostałości po kulturze Chinchorro (Czinczaro) (4 tys. lat p.n.e.) w postaci najstarszych na świecie mumii, wypełnionych masą roślinną i pomalowanych na czerwono ochrą lub na czarno gliną. W XV wieku przybywają do Ameryki Południowej Inkowie i podbijają dawne plemiona, tworząc swe sławne imperium. Z XVI wieku przypływają Hiszpanie i rozprawiają się z Indianami bezlitośnie, niszcząc ich kulturę i miasta a złoto zdobywając orężem i podstępem. Jeśli chodzi o religię, to następowało pewne przenikanie się i nakładanie symboliki. Religia inkaska stanowiła jakby tygiel, w którym zmieszały się wpływy różnych wierzeń podbitych ludów z ich własnymi bogami (najważniejszym z nich było Słońce i matka Ziemia Pachamama) i podobnie było w religią katolicką, przywiezioną przez hiszpańskich konkwistadorów. Dlatego czasem w tutejszych kościołach pojawiają się wizerunki słońca i księżyca a postacie świętych przebierane są w stroje w kształcie trójkątnym, co jest nawiązaniem do gór, które Inkowie też czcili.

symbole prekolumbijskie
Ta brama przypomina o prekolumbijskiej historii tych terenów

Przebywając kilka dni na Atacamie cały czas widzieliśmy Andy. Te góry ciągną się wzdłuż wybrzeży Oceanu Spokojnego przez prawie cały kontynent i dzielą się na kilka pasm. Andy są obszarem aktywnym sejsmicznie. Znajdują się tu najwyższe na świecie wulkany. My widzieliśmy Kordylierę Śnieżną, gdzie zwraca uwagę wulkan o wysokości ponad 5000 m n.p.m.p, za którym jest już Boliwia. Sami przebywaliśmy na wysokości 2400 m n.p.m., czyli mogliśmy się czuć jak na Świnicy...

na Atacamie
Pierwsze kroki na Atacamie. W tle Andy

Kordyliera Śnieżna
Pasmo Andów - Kordyliera Śnieżna

Zanim dojechaliśmy do celu naszej podróży, zatrzymaliśmy się w ciekawym miejscu, nazwanym Doliną Śmierci (podobno przywieziony tu niegdyś kosmonauta przyrównał ten krajobraz do marsjańskiego). Atacama słynie w niesamowitych formacji skalnych i rzeczywiście było to widok spektakularny. Staliśmy nad brzegiem suchego kanionu i w dole widzieliśmy szeroką wyżynę, składającą się ze skalistych grani, układających się w pasma górskie i wyglądających jak poszatkowane gigantycznym tasakiem. Wynurzały się one z morza piasku. Dodatkowo wykwity solne okraszały je jakby były posypane cukrem pudrem. Sam kanion, kręcący się po powierzchni pustyni niczym wielki wąż, ukazywał nam wielokolorowe warstwy skalne, ułożone jedna na drugiej jak przekrojony tort.

 Doliną Śmierci
Kanion w Dolinie Śmierci

kanion
Raj geologa

różowe skały
Dolina Śmierci na Atacamie

 Doliną Śmierci na Atacamie
Pod nami zerodowane i "zasolone" szczyty górskie a za nimi ośnieżone 5-cio tysiączniki Kordyliery Śnieżnej

 Doliną Śmierci w Chile
Niesamowite są te postrzępione, łososiowe skały

Asia O.   na skraju    jaskółka
A to my radosne

Po wykonaniu wielu zdjęć, pojechaliśmy do drugiego interesującego miejsca. Dolina Księżyca w Kordylierze Śnieżnej ciągnie się na długości kilku kilometrów. Zawieziono nas do końca doliny i mogliśmy przejść się spacerkiem kilkaset metrów z powrotem do busa. Powiem, że była to najprzyjemniejsza część dotychczasowej wycieczki. Nie tylko ze względu na malowniczość scenerii, ale również dlatego, że wreszcie można było wyprostować nogi i przejść się po świeżym powietrzu. Trzeba było tylko nasmarować się kremem z filtrem, gdyż słońce grzało cały czas i byliśmy przecież na wysokości 2400 m (że nie wspomnę o pustyni bez skrawka cienia).



Dolina Księżyca na Atacamie
Dolina Księżyca

piękna sceneria
Zachwycająca sceneria

góra    skała

Dolina Księżyca w Chile
Taką drogą prowadził nasz spacer przez Dolinę Księżyca

nasza czwórka
Nasza czwórka w Dolinie Księżyca.

To było coś cudownego, ten spacer. Widoki zachwycały. Najpierw zatrzymaliśmy się przy ładnych skałkach nazywanych Trzy Marie. Ale bardziej podobała mi się skała, która skojarzyła mi się z pomnikiem Chopina w warszawskich Łazienkach – myślę, że tę nazwę, upamiętniającą naszego kompozytora pod wierzbą należałoby rozpowszechnić. Mogę być mamą chrzestną tej skałki... :)

trzy Marie
Trzy Marie

Chopin
Skałka Chopin pod wierzbą, do nadania imienia której pretenduję...

ja w Dolinie Księżyca
Chopin, ja i Trzy Marie

Dalej przechodziliśmy piaszczystą drogą wzdłuż wzdłuż różnorodnych formacji skalnych, podziwiając nie tylko kształty, ale też kolorystykę. Można było przyjrzeć się kawałkom okruchów skalnych pod kątem geologicznym – na niektórych widać było wyraźnie kryształki soli, które wtopione są w miałki piach. Szliśmy wzdłuż nawisu skalnego, przypominającego Amfiteatr, zza którego w pewnej chwili wynurzył się charakterystyczny szczyt dalekiego wulkanu. Jego biały wierzchołek to już nie sól, tylko śnieg, gdyż wulkan ten osiąga wysokość 5000 m n.p.m.

skały
Zerodowane skały w Dolinie Księżyca pokryte są solną szadzią

skały pokrete solą

skały pokryte solą    kryształy soli
Kryształy soli, jak w Wieliczce

na spacer
Idziemy wzdłuż nawisu skalnego zwanego amfiteatrem

dolina Księżyca   skała
To jego początek...

pejzaż Doliny Księżyca
a to koniec. Zza niego wynurza się szczyt wulkanu

różowe skałki
Tak zmieniał się widok skał...

te same skałki
...w trakcie naszego spaceru

potwór
Skalny potwór

Po około godzinnym spacerze (wolno nam się szło ze względu na cykanie zdjęć) doszliśmy do naszego samochodu, którym pojechaliśmy dalej do San Pedro de Atacama. Jest to doskonały punkt wypadowy do zwiedzania pustyni. Przez miasteczko przebiegał niegdyś główny szlak przepędu bydła z Argentyny do chilijskich kopalni saletry. W miłym miasteczku, posiadającym kilka restauracji, sklepików i kościół z XVII w. dokonaliśmy zakupów wody, drobnych prezentów (magnesiki, długopisy, owinięte skrawkiem pasiastej tkaniny z malutką figurką lamy) i liści koki.

parking
Tu zakończył się nasz spacer. A szkoda. Ja z chęcią spędziłabym tu więcej czasu.

oaza
Miasteczko San Pedro de Atacama jest oazą

miasteczko
Mieszczą się tu głównie restauracje, biura podróży i sklepy. Wszystko dla turystów, którzy przyjeżdżaja tu, aby zwiedzić pustynię

kościółek
Jest też kościół zbudowany z cegieł suszonych na słońcu, drewna zrobionego z kaktusów i rzemieni, zastąpujących gwoździe

wnętrze

sklep   swetry
Tu można było kupić swetry, poncza, picie, pamiątki i kokę

pies
Taki piękny pies na pewno nie jest bezdomny

Kwestia ewentualnej choroby wysokościowej wzbudzała mój największy niepokój, jako że mieliśmy według planu wycieczki osiągnąć w ciągu dwóch dni wysokość 4000 metrów n.p.m. i mogło to być niebezpieczne. Ja co prawda, korzystając z rad siostry ciotecznej mojego męża, Ewy, doświadczonej globtroterki, już na 10 dni przed wylotem zaczęłam zażywać kupionej w aptece rhodioli górskiej (różanecznika), która poprawia krążenie żylne, zwłaszcza mózgu, ale bałam się trochę skutków niedotlenienia, gdyż miewałam już w takich przypadkach nieprzyjemne objawy problemów z myśleniem i mówieniem. Nasza przewodniczka, tak samo jak Ewa, poleciła nam kupno liści koki i ich żucie przez cały czas przebywania na dużej wysokości. Uznałam, że taką graniczną wysokością dla mnie będzie powyżej 3000 m, gdyż na 2000 wchodzę w naszych Tatrach z marszu, prawie prosto z pociągu, a na wysokości 3200 m chodziło mi się w Górach Siemen w Etiopii bez problemu, ale spało już gorzej. Jeśli chodzi o kwestie związane z narkotykiem, to tu uprawa koki jest legalna, na niższych obszarach monopol na to mają potomkowie Inków. I żują ją wszyscy; w hotelach serwowana jest herbatka z koki a we wszystkich sklepach cukierki. Byle tylko nie przewozić koki poza Amerykę Południową. Co kraj to obyczaj.

Nasz hotel, w którym mieliśmy spędzić dwie noce składał się z ładnych bungalowów. Na obiadokolację dostaliśmy pyszny rosołek, rybę z ryżem i flam. Restauracja była kameralna, gości niewielu, toteż posiedzieliśmy sobie potem przy wspólnym stole do późnych godzin wieczornych, aby lepiej się poznać w naszej małej grupce. Do naszych bungalowów przechodziło się z restauracji przez słabo oświetlony ogródek. I to tutaj kazano nam zgromadzić się w przypadku trzęsienia ziemi, mówiąc, że jest to często spotykane zjawisko i aby nie wpadać wtedy w panikę, tylko opuścić pomieszczenie. Muszę powiedzieć, że się przejęłam. Rano mięliśmy mieć pobudkę ok 4.30, ze względu na to, że mieliśmy być o wschodzie słońca wysoko w górach. Spakowałam więc rzeczy do wzięcia na następny dzień w mały plecak i prawie się nie rozbierałam. No bo jak tu wylatywać przed dom prawie nago w przypadku trzęsienia ziemi?

Spałam też źle. W zasadzie było to tylko drzemanie. Jak tu zasnąć, gdy mogą na ciebie lecieć wióry z sufitu? (sprawdziłam przed snem, że nad łóżkiem nie ma na szczęście żadnej belki stropowej). Poza tym zawsze, gdy muszę się obudzić wcześniej niż zwykle, nie mogę normalnie zasnąć.


laguna   Atacama - gejzery, laguny i solisko



Powrót do strony głównej o Ameryce Południowej

Powrót do strony głównej o podróżach

mail