W 2006 r. zaczęliśmy nasze wojaże wcześnie, bo już w zimie. W czasie ferii zimowych wybraliśmy się wraz z mężem na wycieczkę objazdową z biurem Alfa Star do Egiptu, Jordanii i Izraela. Córka miała w tym czasie sesję egzaminacyjną, więc mogliśmy bezpiecznie zostawić z nią kota Łobuza. Nasz drugi, niespełna dwuletni kot Prążek zginął we wnykach niedaleko domu w Wigilię. Wszyscy bardzo przeżyliśmy śmierć Prążka - będącego dla Asi ukochanym, długo wyczekiwanym zwierzątkiem a dla Łobuza jedynym bratem, do którego bardzo był przywiązany.
Ja dodatkowo obwiniałam się za śmierć kotka, wiedząc, że nie doszłoby do tego, gdybym wcześniej przeszukała okoliczne chaszcze i zniszczyła wnyki lub poszła szukać Prążka od razu, gdy nie wrócił do domu w wigilijny wieczór. Czekałam do rana, aby się przejaśniło i gdy go znalazłam - było już za późno. Prążek był takim pięknym, mądrym kotem i do dziś nie mogę przeboleć, że nie uratowałam go na czas i że zginął przez ludzką podłość, bo przecież ktoś te wnyki zastawił, nie bacząc, że robi również śmiertelną pułapkę na domowe koty.
Okres po Bożym Narodzeniu był więc dla nas wszystkich bardzo smutny. Chciałam jakoś odreagować po tych przeżyciach i tak narodził się pomysł wyjazdu do cieplejszych krajów. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, gdyż temperatura, jaka była wtedy na Bliskim Wschodzie oscylowała w granicach 15 - 25 stopni, a więc mieliśmy idealne warunki na zwiedzanie. Wycieczkę załatwiliśmy sobie w biurze Alfa Star w ostatniej chwili, na kilka dni przed wyjazdem – może to i dobrze, gdyż nie miałam zbyt wiele czasu na poddanie się obawom o niebezpieczeństwo zamieszek i zamachów terrorystycznych w tym niepewnym regionie. Wycieczka, na którą wybraliśmy się raczej przypadkowo, okazała się niezapomnianym przeżyciem, nie tylko turystycznym, ale również emocjonalnym i duchowym - nie nastawiając się na to przed wyjazdem zupełnie, odbyliśmy pielgrzymkę do źródeł swojej wiary. Było to trochę, jak walniecie obuchem, gdyż, mimo że jestem praktykującym katolikiem, to na co dzień nie przeżywam jakiś ekscytacji religijnych, poza momentami wyjątkowymi w moim życiu (ostatnio takim wydarzeniem była śmierć naszego papieża).
Wylatywaliśmy z Polski w nocy w 25-cio stopniowym mrozie i wylot był opóźniony, ze względu na konieczność odmrażania lotek samolotu i odśnieżania torów. Na szczęście w końcu wylecieliśmy, aby nad ranem obserwować przyprószone śniegiem tureckie góry i w końcu wylądować na malutkim lotnisku w Tabie na Półwyspie Synaj – tak małym, że zauważyliśmy go dopiero tuż przed wylądowaniem (przedtem widzieliśmy tylko górzystą pustynię).
Popołudnie i nocleg spędziliśmy w hotelu, który wyrasta na pustym brzegu, przechodzącym zaraz w góry Synaj, blisko granicy egipsko - izraelskiej. Po drugiej stronie Zatoki Akabańskiej widać jordańskie góry. Generalnie hotel, plaża i basen są o tej porze roku puste, ale i tak pilnowani byliśmy przez posterunek policji.
Hotel w Tabie
Puste o tej porze roku plaże
Basen z widokiem na twierdzę
Temperatura powietrza miała około 15 stopni, a więc o 40 więcej niż w Polsce, co nas bardzo cieszyło i pozwoliło delektować się widokami zieleni i kwitnących bugenwilli i hibiskusów.
Bugenwillie
Hibiskus
Czas wykorzystaliśmy na popłynięcie na pobliską wysepkę, na której niedawno odrestaurowano XII-wieczną twierdzę, postawioną przez Saladyna. Saladyn był jednym z najsłynniejszych muzułmańskich władców, sułtanem Egiptu, Syrii, Jemenu i Palestyny. Odniósł ostateczne zwycięstwo nad krzyżowcami, odbijając z ich rąk Palestynę i Jerozolimę w 1187 r., a następnie zatrzymując trzecią krucjatę, której przewodził Ryszard Lwie Serce. Twierdza szczególnie malowniczo wygląda nocą, gdyż zarówno zbocze, jak i mury są iluminowane.
Staś na tle twierdzy Saladyna
Przystań jest współczesna
Na murach twierdzy
Drugiego dnia po przyjeździe, przed wschodem słońca, udaliśmy się na naszą objazdówkę po Jordanii i Izraelu w kameralnej grupie kilkunastoosobowej, zaczynając od trzygodzinnej odprawy na granicy egipsko-izraelskiej a później nieco krótszego postoju na granicy izraelsko – jordańskiej. Mieliśmy więc dużo czasu, aby pooglądać świt nad Zatoką Akabańską oraz pokarmić graniczne koty. Nasza przewodniczka Monika stwierdziła, że i tak mieliśmy szczęście…
Świt na Zatoką Akabańską
Następnego dni opuściliśmy Egipt, wylatując z Sharmu, po transferze przez cały Półwysep Synajski, w czasie którego jeszcze raz mogliśmy choćby przez okno autobusu zbliżyć się do Pustyni Synajskiej i podziwiać piękne hotele.
Z czasie tygodniowego pobytu na Bliskim Wschodzie przeżyliśmy wspaniałą przygodę, zarówno turystyczną jak i duchową.
Piękne hotele na Synaju
Pustynia Synajska
Powrót do strony głównej o podróżach