Na Wyspy Liparyjskie, zwane również Eolskimi, leżące na Morzu Tyrreńskim, wyruszyliśmy wodolotem z Milazzo. Wśród siedmiu wysp największą jest Lipari. Podróżując dookoła niej można obejrzeć pozostałe wysepki. Wszystkie są pochodzenia wulkanicznego, mają więc charakterystyczny kształt i czarne podłoże. Jedna z nich – Stromboli - jest i dziś czynnym wulkanem, który dymi i co kilka godzin wyrzuca z siebie niewielkie gejzery lawy.
Widok Milazzo
Przed nami Wyspy Liparyjskie: Vulkano i Lipari
Wodolot zawozi nas do głównego miasta Lipari, Marina Corta. Jest to miłe miasteczko, zamieszkiwane przez ok. 4 tys. ludzi, oferujące turystom ciekawą, bajecznie kolorową ceramikę.
Marina Corta z murami obronnymi i katedrą
Port w Lipari
Ciekawa i bardzo kolorowa ceramika liparyjska
I to małe miasteczko posiada imponującą katedrę Św. Bartłomieja, wzniesioną przez wspominanego już przeze mnie hrabiego Rogera w XI w. Po zniszczeniu przez piratów została ona odbudowana w XVI w. w stylu barokowym. Białe wnętrze budowli posiada na krzyżowym sklepieniu barokowe polichromie.
Fasada katedry w Marina Corta
Piękne sklepienia z polichromią
Przez nawę bocznę przejść można na dziedziniec pierwotnej katedry normandzkiej, gdzie zachowały się kamienne kolumny i fryzy. Na katedralnym dziedzińcu, umieszczonym na wzgórzu nad miastem, kwitną dwukolorowe oleandry.
Pozostałości katedry normandzkiej
Przed katedrą
Udajemy się na godzinną wycieczkę dookoła wyspy – to w zupełności wystarczy, aby ją objechać. To drodze mamy fantastyczne widoki na Morze Liparyjskie, zatoki i pozostałe wyspy. Nazwa wysp wywodzi się od mitycznego króla Lipara, który gościł u siebie boga wiatrów Eola (i stąd też druga nazwa wysp). Na wszystkich, poza Stromboli i Vulkano, wulkany już wygasły, nad którymi stale unoszą się obłoczki oparów.
Malownicze wybrzeże wyspy Lipari a za nią następna wyspa - Vulkano z widoczną ścieżką do kratery wulkanu, którą będziemy wkrótce wędrować
Spektakularny widok ze szczytu wyspy Lipari
Wyspy Liparyjskie: z lewej Salina, posiadająca dwa wygasłe wulkany; z prawej Panarea a za nią majaczy idealny stożek czynnego wulkanu na Stromboli
Dzięki bardzo żyznej glebie wulkanicznej i całorocznemu nasłonecznieniu,
Lipari pokryta jest winnicami i produkuje się tu unikalne, doskonałe wino Malvais di Lipari. Po degustacji kupujemy na przydrożnych straganach butelki dla siebie i przyjaciół. Do zakupu dodatkowo zachęcają nas informacje, że wino to jest produkowane w coraz mniejszych ilościach ze względu na zmiejszającą się ilość rdzennych rolników uprawiających tu winorośl. Można powiedzieć, że wino to jest już takim samym endemitem, jak występujący tu storczyk liparyjski. Poza produkcją wina wyspy słyną także z wydobycia obsydianu i pumeksu, co robi się metodą odkrywkową. Przejeżdżamy koło takiej kopalni oraz lśniących czernią odkrytych pokładów obsydianu.
Obsydian
Drugą wyspa, na której zatrzymujemy się na dłużej, jest Vulkano. Ta wyspa słynie z siarkowych źródeł, w których można zażywać kąpieli i większość wycieczki to czyni.
Wyspa Vulkano i kolorowy pumeks
Na żyznej glebie wulkanicznej rośliny kwitną bujnie
Widok z wyspy Vulkano na sąsiednią Lipari i dalszą Salinę z dwoma wulkanami
Ale my nie. Dowidujemy się, jak wejść na wulkan i wyruszamy w drogę. Przecież nigdy jeszcze nie zdobyliśmy żadnego wulkanu! Przechodzimy przez sympatyczne, senne miasteczko w stronę dominującej nad nim góry. Wydeptana ścieżka prowadzi najpierw przez kępy kwitnącego na żółto żarnowca, a potem przez popielate połacie osypującego się, miałkiego żużlu. Bliżej wierzchołka żużel ustępuje miejsca stopionej skale barwy beżowo – różowej, częściowo skrystalizowanej.
Wulkan na wyspie Vulkano i stosowne ostrzeżenie
Kwitnące żarnowce
Asia wchodzi na wulkan i podziwia widoki
Ja też się wdrapuję - jak widać słońce mocno grzeje
Wchodzimy najpierw po ciepłym żużlu a potem po twardej różowej skale
Przez podeszwy butów czujemy ciepło. Podłoże znowu zmienia się w pylisty, szary żużel, usiany gdzieniegdzie głazami w tym samym kolorze.
Na wysokości prawie 400 m osiągamy krater, pożłobiony szarymi szczelinami. Spód krateru otulony jest siwymi gazami, skały na jego górze ukazują barwy popielato - beżowo – różowe. Wydobywające się gdzieniegdzie ze szczelin opary siarki snują się leniwie po żółtych polach. Niektóre leżące głazy mają wściekle żółty kolor. Nie wiedziałam, że kratery wulkanów mogą być tak kolorowe.
Krater wulkanu - czyż nie jest piękny?
Opary siarkowe i siarkowe głazy
Asia zdobywczyni wulkanu
Idziemy na spacer wydeptaną ścieżką dookoła szczytu, mijając ostrożnie gorące, siarkowe opary i wdychając ich charakterystyczny zapach zgniłych jajek. W pewnym momencie wiatr zmienia kierunek, co pozwala mi poczuć smak i żar siarki na języku – będę to czuła do końca dnia. Dookoła fantastyczne widoki na tarasy plantacji winorośli, morze i najbliższe wyspy: Lipari i Salina. Na horyzoncie majaczy Panarea. Jakie to wspaniałe uczucie – zdobyć pierwszy raz w życiu wulkan (nawet taki mały) i jeszcze raz upewnić się, że świat jest taki piękny!
Wędrówka obrzeżem krateru
Wspaniała panorama Morza Tyrreńskiego i wysp Lipari i Panarea
Świat jest piękny!
Schodzę z góry, robiąc co jakiś czas przerwę na wysypywanie z sandałów ciepłego żużlu. A tak się nabijałam z ludzi, którzy chodzą po Tatrach w podobnych butach – ale cóż, nie wiedziałam, że jadąc na wycieczkę statkiem będę miała okazje chodzić po górkach. To zresztą była ostatnia wycieczka dla moich sandałków – nie wytrzymały gorących i ostrych piargów wyspy Vulkano.
Z lewej strony widoku, który roztacza się przed nami, ledwo widoczna kolejna wyspa: Filikudi
Schodzimy. Ciepło - z góry przypieka słońce, od dołu gorące skały a z boku owiewa nas ciepły wiatr
Skrót perspektywiczny na wulkan - świetnie widać kolejne etapy wedrówki: zielone żarnowce, popielaty żużel i różowe skały
Wracając z Wysp Liparyjski na Sycylię, przepływamy koło malowniczych skał wyrastających z wody i nazywanych przez miejscowych Papież i Cesarz.
W drodze powrotnej do Cefalu trochę buja i sprawia to mnie i Asi wielką frajdę. Stoję przy samej bocznej burcie na palcach i „podlatuję” raz w górę a raz w dół – świetnie się bawię. Niestety ktoś z obsługi każe mi stanąć dalej. Oponuję, ale bez skutku. I wtedy dopiero ze zdziwieniem orientuję się, że większość ludzi siedzi z niepewnymi minami, a niektórzy trzymają w dłoniach papierowe torebki. Mimo, że większość z nich na początku rejsu brała od załogi tabletki przeciwko chorobie morskiej, a my nie. My jesteśmy jakoś nieczuli na morskie bujanie. Przypomniało mi się, jak to moja delikatna córka, która w tym roku po raz pierwszy wypłynęła na rejs jachtowy na morze, nie odczuwała żadnych dolegliwości z tego powodu i przy sztormie dochodzącym do 8 w skali Beauforta doprowadziła malutki (niespełna 9 metrowy) jacht do portu, podczas gdy bardziej doświadczeni żeglarze chorowali w tym czasie jak małe kotki. Otrzymała zresztą opinię od pięćdziesięcioletniego wilka morskiego, że świetnie nadaje się na sternika morskiego i pełnienie funkcji kapitana, ale powinna sobie zbadać błędnik...
Góry La Madonie
Powrót do strony o Sycylii
Powrót do strony głównej o podróżach