Przez pryzmat lat

baner górny

Kronika domu szczęśliwych kotów

1 marca 2012     Jeden pies to problem, a dwa psy ?

Najnowsza wiadomość: moja Sąsiadka sprawiła sobie drugiego pieska. Naprawdę! Jakby jeszcze z jednym było mało kłopotów...

Gdy mnie o tym poinformowała, przyznaję, że opadły mi ręce. Miałam nadzieję, że kiedyś córka Sąsiadki założy własną rodzinę i wyprowadzi się z domu mamy i kotów razem ze swoim skarbem – łaciatym, rozbrykanym psem a koty wrócą do swojej pani. Teraz straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek Metaksa, Tekila, Amaretto i Kalua odzyskają własny dom. Czyli wychodzi na to, że zamiast jednego własnego kota, będę już teraz miała na stałe pięć. Bo, co prawda Kalua, jako jedyna z kocich Sąsiadów, polubiła pierwszego pieska i nawet bawiły się ze sobą (pewno sprzyjał temu podobny temperament :), to teraz boi się wchodzić do swojego domu, gdyż nowy pies atakuje koty z wielkim jazgotem, rzucając się na nie, jakby chciał je pożreć żywcem. Nawet jest w stanie w pogoni za nimi przesadzić płot.

Cóż, przykro mi, że jakiś zwierzak błąka się bezdomnie, jak to było w przypadku tego psa, którego ktoś znalazł w okolicach Sylwestra w podwarszawskich lasach. Podobno bezskutecznie szukano właściciela, rozlepiając afisze w pobliskich miejscowościach i po kwarantannie w domu tymczasowym pies miał trafić do schroniska. Sąsiadka zlitowała się nad nim i wzięła go do swojego domu. Podobno miał być przyzwyczajony do domowych kotów. Ale nie wygląda na to. Szkoda więc, że w tym przypadku jeden zwierzak znajduje dom, a 4 inne go tracą.

Próbowałam znaleźć kogoś, kto poszukuje takiego psiaka (labradorowaty kundel), straciłam na to kilka dni, przeglądając portale z ogłoszeniami o zaginionych psach i żadne z ogłoszeń nie pasowało mi opisem do nowego sąsiada. Albo opis pasował, ale pies zaginął w okolicach Łodzi. Mała szansa, że pies przebiegł w krótkim czasie taki kawał. Zasugerowałam Sąsiadce, aby zrobiła mu zdjęcie a ja zamieszczę ogłoszenie w Internecie, ale jak na razie bezskutecznie.

Dom mamy więc pełen zwierząt. Na dworze zima, więc w domu sypiają po całych dniach wszystkie 4 panie a i Amaretto przeprosił się z nami i też śpi w domu codziennie. Nie fuczy już na mnie i wygląda na zadowolonego. Przyjemnie jest mieć własną metę, a jeśli do tego karmią cię przysmakami i okazują ci miłość i empatię, to cóż więcej można chcieć w kocim życiu?

Redsina, Kalua, Pieszczoch
Dom pełen kotów: Redsina, Kalua i Pieszczoch

Amaretto śpi
Amaretto śpi w domu na razie codziennie

20 marca 2012     Przedwiośnie – czas miłości

Można chcieć więcej - gdy jest się niewykastrowanym kocurem a dni stają się coraz cieplejsze i dłuższe. Wtedy koto - ludzkie towarzystwo i ciepłe posłanie już nie wystarczają do szczęścia... Męska dusza wyrywa się do zupełnie innych rozkoszy...

Buzuki Już od lutego, gdy tylko mrozy zelżały, Amaretto i Buzuki ogłaszali całemu światu, że szukają żony (a najlepiej kilku ;)). Teraz przychodzą do domu tylko na jedzenie - Amaretto przestał już spać w domu - i po zaspokojeniu fizycznego głodu, robią obchód, celem znalezienia kogoś do zaspokojenia trochę innego (chciałoby się powiedzieć: duchowo – fizycznego ;)) łaknienia. Towarzyszy temu charakterystyczne, chrypiące : Mraaauuuu!   No i, niestety, znaczenie swojego terenu. Niestety, gdyż jest to również nasz teren... Chodzę za nimi i zmywam ich ślady, ale jeśli coś przeoczę po jednym, to natychmiast drugi musi w tym samym miejscu przypieczętować swoją obecność. To taki czas w roku, kiedy w domu czuć koty i to tym nieprzyjemnym, ostrym zapachem – nazwijmy to po imieniu – smrodem. Taka jest fizjologia i nic nie mogę na to poradzić. Przecież nie będę wyganiała z domu kocurów, które tak się starałam do domu przyzwyczaić. Jedynym środkiem zaradczym byłaby tu sterylizacja, ale jest to zabieg drastyczny i nieodwracalny. Poza tym Sąsiadka nie chce sterylizować Amaretta a w końcu jest to jej kot, nawet jeśli już do niej nie przychodzi. A Buzuka nie da się złapać. Poza tym uważam, że w przypadku kota dzikiego, jakim jest Buzuki, lepiej, aby był on w pełni „wartościowy”, gdyż i tak charakter ma bardzo tchórzliwy.

Amaretto znaczy
Amaretto znaczy krzaki, przy których poprzednio był Buzuki i na odwrót

Tak więc chodzę po domu z nosem przy ścianach i meblach na wysokości kociego odbytu, niucham i zmywam, zmywam, zmywam...

Są też zabawne aspekty takiego stanu rzeczy. Związane są one w wielką, wieloletnią miłością Amaretta do jego babki. Na ogół nieodwzajemnioną. Metaksa została wysterylizowana kilka lat temu, ale lekarz schrzanił operację, coś kotce zostawił w środku i od czasu do czasu Metaksa wydziela chyba charakterystyczne zapachy, gdyż kręcą się wtedy koło niej liczni osobnicy płci przeciwnej. Nie dają kotce chwili spokoju a ta nie ma prawdziwej rui, więc nie czuje „woli Bożej” i tylko ich odpędza. Wielokrotnie obserwowałam wtedy, jak kotka siedziała na płocie, bo tylko tam czuła się bezpieczna, a pod płotem dookoła niej stado wpatrzonych w nią kocurów: Łobuz (wtedy jeszcze był z nami), Szary Kot (wtedy jeszcze nie wysterylizowany), Zbój, Ouzo (wtedy jeszcze żyli – teraz chyba już nie), Amaretto (wtedy jeszcze młodziutki, ale już stający ze starszymi w szranki). I siedziały tak zgodnie, nie awanturując się, czekając na okazję, z nadzieją, że kotka wreszcie ruszy się z tego płotu. Od czasu do czasu któryś zwinniejszy wskakiwał na płot i próbował zbliżyć się do Metaksy, ale ona warczała odstraszająco. Kiedy zeskakiwała z płotu, koty ruszały za nią – biedaczka, nawet nie miała jak załatwić swych potrzeb fizjologicznych. Jedynym jej ratunkiem była wtedy ucieczka do domu, bo, gdy ktoś zamknął drzwi przed nosem kawalerów, mogła trochę odpocząć.

Metaksa i Amaretto
Czasami Metaksa musi uciekać przed wielbicielami na dach: tu Metaksa i Amaretto

Metaksa na dachu   Metaksa na drzewie   Metaksa schodzi z drzewa
... albo na drzewo

Teraz w takiej sytuacji Sąsiadka kupuje u weterynarza jakiś proszek na wstrzymanie rui, potem poprawia to zastrzykiem i jest spokój na kilka miesięcy.

Ale Amaretto ma świetną pamięć i za każdym razem, gdy spotyka Metaksę, obwąchuje ją z nadzieją, pytając zalotnie:
„Mrrauuu?”
A ta niezmiennie odpowiada:
„Wrrrr!”.
A Amaretto niezrażony znowu swoje
„Mrrauuu?”
I od czasu do czasu odstawiają scenę balkonową: Metaksa lokuje się gdzieś wysoko, n.p. na parapecie okna i zasypia, a wnuczek usadawia się pod nią i wpatruje się w nią z uwielbieniem a po jakimś czasie też usypia. Gdy Metaksa jest w łaskawszym nastroju i śpi na łóżku, pozwala kawalerowi nawet położyć się koło siebie, pod warunkiem, że będzie zachowywał się nienagannie :)

Amaretto z Metką
Amaretto czeka na koniec zimy...

Właśnie niedawno zaobserwowałam większe zainteresowanie Amaretta Metaksą - latał już za nią po dworze, nie odstępując ani na krok. Zaalarmowana Sąsiadka przyniosła magiczny proszek i pomogło. Kupiła też na moją prośbę proszki na odrobaczenie całego kociego towarzystwa, gdyż widziałam już u niektórych kotów objawy robaczycy. Przy okazji sprzątnęłam kocią toaletę pod świerkiem w naszym ogródku, co muszę robić zawsze po zimie.

Amaretto i Metka
...aby móc uderzyć w konkury do Metaksy

Amaretto i Metaksą
Babcia i wnuczek

Ale poza tym, po obfitującej w dramatyczne wydarzenia zimie, jej końcówka i przedwiośnie pozwoliły mi odsapnąć i zrelaksować się. Koty grzecznie meldują się w domu, nie awanturują się zanadto, zwłaszcza, że spacyfikowany i uspokojony Bandżo nie stanowi już zagrożenia dla innych samców.

Banjo


     Co prawda Amaretto, Szary Kot, Buzuki i Garbaty Nosek mają wyraźną traumę o nazwie Bandżo i na widok tego osobnika jeżą się i niektóre uciekają ( Buzuki), niektóre warczą (jak Szary i Garbaty) a Amaretto ustawia się w pozycji bojowej i wyje, ale do zwarcia nie dochodzi, bo Bandżo nie podejmuje wyzwania. Nawet przychodzi od nas rzadziej i raczej nie sypia już pod tarasem, tak, jakby wystrzegał się częściej bywającego w domu Amaretta. Najczęściej zagląda na taras w ciągu dnia, gdy jego Państwa nie ma w domu, a on czuje się głodny. Nie chcę go karmić, gdyż wiem, że ma troskliwy dom, ale czasami daję mu jakiś mały smakołyk (Bandżo lubi u mnie pokosztować "mokrego" Wiskasa).


Banjo poluje  Banjo upolował
Bandżo czasami lubi coś sobie w kuchni upolować

Banjo poluje  Banjo upolował
Smaczne było :)

W czasie pewnej wizyty u nas Bandżo bardzo zainteresował się naszym kominkiem. Koniecznie chciał wejść pod piec. A ponieważ jest kocurem dużym i silnym, powyciągał spod pieca wszystkie drewienka i papiery. Darł te rzeczy, aż furczało – w taki wpadł amok. Dobrze, że przewód kominowy mamy częściowo zatkany jeszcze od czasów Prążka i Łobuzka, gdy baliśmy się, aby małe koty tam nie wlazły i nie utknęły. Bo jak miałabym Bandżo wyciągać, gdyby tam wlazł? Za ogon? Od czasu tej przygody mąż nazywa Bandża pieszczotliwie Wyciorem...

Bandżo wycior
- Proszę Państwa, oto Wycior ;)

W sprawie psów nic się nie zmieniło. Grasują po ogródku Sąsiadki, zamieniając go w poligon doświadczalny i ryjąc w nim okopy. Gdy tylko wyczują obecność kotów, szczekają głośno. Na szczęście koty przebywające na naszym ogródku nie przejmują się tymi krzykaczami. Ale do swojego domu już w ogóle nie chodzą. Sąsiadka szczególnie żałowała Kaluy, która do tej pory jako jedyna pojawiała się w swoim domu, a teraz jest wyraźnie zdenerwowana i zdezorientowana. Mówię więc do Sąsiadki:
     ”Jak Ci jej tak żal, to przychodź do mnie po nią wieczorem i zanoś do siebie. Ona do Ciebie boi się przyjść, ale kiedyś przecież te psy usypiają i wtedy możesz kota zabrać do swego pokoju. Ja się tylko ucieszę, że pozbędę się jednego kota na noc, tym bardziej, że to ona budzi mnie o piątej rano i to ona sikała mi na torebki foliowe, gdy nie zdążę jej wypuścić”.

I od tej pory Sąsiadka honorowo wpada do nas co wieczór po swoją pupilkę, zabiera ją śpiącą – taki cieplutki futrzany kłębuszek - pod swoją kurtkę i zanosi do siebie. A przy okazji pogadamy sobie, poopowiadamy na bieżąco historie kocie i psie i jest bardzo miło a życie towarzyskie sąsiedzkie kwitnie. Nie tylko kocie.

Kalua
Kalua przeżywa pojawienie się u swojej pani nowego psa

c.d. kroniki -wiosna 2012

do góry

mail