Kronika domu szczęśliwych kotów | Kocie historie | Kocie zachowania | Bohaterowie kroniki i ich galeria | Koty świata |
Najnowsza wiadomość: moja Sąsiadka sprawiła sobie drugiego pieska. Naprawdę! Jakby jeszcze z jednym było mało kłopotów...
Gdy mnie o tym poinformowała, przyznaję, że opadły mi ręce. Miałam nadzieję, że kiedyś córka Sąsiadki założy własną rodzinę i wyprowadzi się z domu mamy i kotów razem ze swoim skarbem – łaciatym, rozbrykanym psem a koty wrócą do swojej pani. Teraz straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek Metaksa, Tekila, Amaretto i Kalua odzyskają własny dom. Czyli wychodzi na to, że zamiast jednego własnego kota, będę już teraz miała na stałe pięć. Bo, co prawda Kalua, jako jedyna z kocich Sąsiadów, polubiła pierwszego pieska i nawet bawiły się ze sobą (pewno sprzyjał temu podobny temperament :), to teraz boi się wchodzić do swojego domu, gdyż nowy pies atakuje koty z wielkim jazgotem, rzucając się na nie, jakby chciał je pożreć żywcem. Nawet jest w stanie w pogoni za nimi przesadzić płot.
Cóż, przykro mi, że jakiś zwierzak błąka się bezdomnie, jak to było w przypadku tego psa, którego ktoś znalazł w okolicach Sylwestra w podwarszawskich lasach. Podobno bezskutecznie szukano właściciela, rozlepiając afisze w pobliskich miejscowościach i po kwarantannie w domu tymczasowym pies miał trafić do schroniska. Sąsiadka zlitowała się nad nim i wzięła go do swojego domu. Podobno miał być przyzwyczajony do domowych kotów. Ale nie wygląda na to. Szkoda więc, że w tym przypadku jeden zwierzak znajduje dom, a 4 inne go tracą.
Próbowałam znaleźć kogoś, kto poszukuje takiego psiaka (labradorowaty kundel), straciłam na to kilka dni, przeglądając portale z ogłoszeniami o zaginionych psach i żadne z ogłoszeń nie pasowało mi opisem do nowego sąsiada. Albo opis pasował, ale pies zaginął w okolicach Łodzi. Mała szansa, że pies przebiegł w krótkim czasie taki kawał. Zasugerowałam Sąsiadce, aby zrobiła mu zdjęcie a ja zamieszczę ogłoszenie w Internecie, ale jak na razie bezskutecznie.
Dom mamy więc pełen zwierząt. Na dworze zima, więc w domu sypiają po całych dniach wszystkie 4 panie a i Amaretto przeprosił się z nami i też śpi w domu codziennie. Nie fuczy już na mnie i wygląda na zadowolonego. Przyjemnie jest mieć własną metę, a jeśli do tego karmią cię przysmakami i okazują ci miłość i empatię, to cóż więcej można chcieć w kocim życiu?
Dom pełen kotów: Redsina, Kalua i Pieszczoch
Amaretto śpi w domu na razie codziennie
Można chcieć więcej - gdy jest się niewykastrowanym kocurem a dni stają się coraz cieplejsze i dłuższe. Wtedy koto - ludzkie towarzystwo i ciepłe posłanie już nie wystarczają do szczęścia... Męska dusza wyrywa się do zupełnie innych rozkoszy...
Już od lutego, gdy tylko mrozy zelżały, Amaretto i Buzuki ogłaszali całemu światu, że szukają żony (a najlepiej kilku ;)). Teraz przychodzą do domu tylko na jedzenie - Amaretto przestał już spać w domu - i po zaspokojeniu fizycznego głodu, robią obchód, celem znalezienia kogoś do zaspokojenia trochę innego (chciałoby się powiedzieć: duchowo – fizycznego ;)) łaknienia. Towarzyszy temu charakterystyczne, chrypiące : Mraaauuuu!
No i, niestety, znaczenie swojego terenu. Niestety, gdyż jest to również nasz teren...
Chodzę za nimi i zmywam ich ślady, ale jeśli coś przeoczę po jednym, to natychmiast drugi musi w tym samym miejscu przypieczętować swoją obecność. To taki czas w roku, kiedy w domu czuć koty i to tym nieprzyjemnym, ostrym zapachem – nazwijmy to po imieniu – smrodem. Taka jest fizjologia i nic nie mogę na to poradzić. Przecież nie będę wyganiała z domu kocurów, które tak się starałam do domu przyzwyczaić. Jedynym środkiem zaradczym byłaby tu sterylizacja, ale jest to zabieg drastyczny i nieodwracalny. Poza tym Sąsiadka nie chce sterylizować Amaretta a w końcu jest to jej kot, nawet jeśli już do niej nie przychodzi. A Buzuka nie da się złapać. Poza tym uważam, że w przypadku kota dzikiego, jakim jest Buzuki, lepiej, aby był on w pełni „wartościowy”, gdyż i tak charakter ma bardzo tchórzliwy.
Amaretto znaczy krzaki, przy których poprzednio był Buzuki i na odwrót
Tak więc chodzę po domu z nosem przy ścianach i meblach na wysokości kociego odbytu, niucham i zmywam, zmywam, zmywam...
Są też zabawne aspekty takiego stanu rzeczy. Związane są one w wielką, wieloletnią miłością Amaretta do jego babki. Na ogół nieodwzajemnioną. Metaksa została wysterylizowana kilka lat temu, ale lekarz schrzanił operację, coś kotce zostawił w środku i od czasu do czasu Metaksa wydziela chyba charakterystyczne zapachy, gdyż kręcą się wtedy koło niej liczni osobnicy płci przeciwnej. Nie dają kotce chwili spokoju a ta nie ma prawdziwej rui, więc nie czuje „woli Bożej” i tylko ich odpędza. Wielokrotnie obserwowałam wtedy, jak kotka siedziała na płocie, bo tylko tam czuła się bezpieczna, a pod płotem dookoła niej stado wpatrzonych w nią kocurów: Łobuz (wtedy jeszcze był z nami), Szary Kot (wtedy jeszcze nie wysterylizowany), Zbój, Ouzo (wtedy jeszcze żyli – teraz chyba już nie), Amaretto (wtedy jeszcze młodziutki, ale już stający ze starszymi w szranki). I siedziały tak zgodnie, nie awanturując się, czekając na okazję, z nadzieją, że kotka wreszcie ruszy się z tego płotu. Od czasu do czasu któryś zwinniejszy wskakiwał na płot i próbował zbliżyć się do Metaksy, ale ona warczała odstraszająco. Kiedy zeskakiwała z płotu, koty ruszały za nią – biedaczka, nawet nie miała jak załatwić swych potrzeb fizjologicznych. Jedynym jej ratunkiem była wtedy ucieczka do domu, bo, gdy ktoś zamknął drzwi przed nosem kawalerów, mogła trochę odpocząć.
Czasami Metaksa musi uciekać przed wielbicielami na dach: tu Metaksa i Amaretto
... albo na drzewo
Teraz w takiej sytuacji Sąsiadka kupuje u weterynarza jakiś proszek na wstrzymanie rui, potem poprawia to zastrzykiem i jest spokój na kilka miesięcy.
Ale Amaretto ma świetną pamięć i za każdym razem, gdy spotyka Metaksę, obwąchuje ją z nadzieją, pytając zalotnie:
„Mrrauuu?”
A ta niezmiennie odpowiada:
„Wrrrr!”.
A Amaretto niezrażony znowu swoje
„Mrrauuu?”
I od czasu do czasu odstawiają scenę balkonową: Metaksa lokuje się gdzieś wysoko, n.p. na parapecie okna i zasypia, a wnuczek usadawia się pod nią i wpatruje się w nią z uwielbieniem a po jakimś czasie też usypia. Gdy Metaksa jest w łaskawszym nastroju i śpi na łóżku, pozwala kawalerowi nawet położyć się koło siebie, pod warunkiem, że będzie zachowywał się nienagannie :)
Amaretto czeka na koniec zimy...
Właśnie niedawno zaobserwowałam większe zainteresowanie Amaretta Metaksą - latał już za nią po dworze, nie odstępując ani na krok. Zaalarmowana Sąsiadka przyniosła magiczny proszek i pomogło. Kupiła też na moją prośbę proszki na odrobaczenie całego kociego towarzystwa, gdyż widziałam już u niektórych kotów objawy robaczycy. Przy okazji sprzątnęłam kocią toaletę pod świerkiem w naszym ogródku, co muszę robić zawsze po zimie.
...aby móc uderzyć w konkury do Metaksy
Babcia i wnuczek
Ale poza tym, po obfitującej w dramatyczne wydarzenia zimie, jej końcówka i przedwiośnie pozwoliły mi odsapnąć i zrelaksować się. Koty grzecznie meldują się w domu, nie awanturują się zanadto, zwłaszcza, że spacyfikowany i uspokojony Bandżo nie stanowi już zagrożenia dla innych samców.
Co prawda Amaretto, Szary Kot, Buzuki i Garbaty Nosek mają wyraźną traumę o nazwie Bandżo i na widok tego osobnika jeżą się i niektóre uciekają ( Buzuki), niektóre warczą (jak Szary i Garbaty) a Amaretto ustawia się w pozycji bojowej i wyje, ale do zwarcia nie dochodzi, bo Bandżo nie podejmuje wyzwania. Nawet przychodzi od nas rzadziej i raczej nie sypia już pod tarasem, tak, jakby wystrzegał się częściej bywającego w domu Amaretta. Najczęściej zagląda na taras w ciągu dnia, gdy jego Państwa nie ma w domu, a on czuje się głodny. Nie chcę go karmić, gdyż wiem, że ma troskliwy dom, ale czasami daję mu jakiś mały smakołyk (Bandżo lubi u mnie pokosztować "mokrego" Wiskasa).
Bandżo czasami lubi coś sobie w kuchni upolować
Smaczne było :)
W czasie pewnej wizyty u nas Bandżo bardzo zainteresował się naszym kominkiem. Koniecznie chciał wejść pod piec. A ponieważ jest kocurem dużym i silnym, powyciągał spod pieca wszystkie drewienka i papiery. Darł te rzeczy, aż furczało – w taki wpadł amok. Dobrze, że przewód kominowy mamy częściowo zatkany jeszcze od czasów Prążka i Łobuzka, gdy baliśmy się, aby małe koty tam nie wlazły i nie utknęły. Bo jak miałabym Bandżo wyciągać, gdyby tam wlazł? Za ogon? Od czasu tej przygody mąż nazywa Bandża pieszczotliwie Wyciorem...
- Proszę Państwa, oto Wycior ;)
W sprawie psów nic się nie zmieniło. Grasują po ogródku Sąsiadki, zamieniając go w poligon doświadczalny i ryjąc w nim okopy. Gdy tylko wyczują obecność kotów, szczekają głośno. Na szczęście koty przebywające na naszym ogródku nie przejmują się tymi krzykaczami. Ale do swojego domu już w ogóle nie chodzą. Sąsiadka szczególnie żałowała Kaluy, która do tej pory jako jedyna pojawiała się w swoim domu, a teraz jest wyraźnie zdenerwowana i zdezorientowana. Mówię więc do Sąsiadki:
”Jak Ci jej tak żal, to przychodź do mnie po nią wieczorem i zanoś do siebie. Ona do Ciebie boi się przyjść, ale kiedyś przecież te psy usypiają i wtedy możesz kota zabrać do swego pokoju. Ja się tylko ucieszę, że pozbędę się jednego kota na noc, tym bardziej, że to ona budzi mnie o piątej rano i to ona sikała mi na torebki foliowe, gdy nie zdążę jej wypuścić”.
I od tej pory Sąsiadka honorowo wpada do nas co wieczór po swoją pupilkę, zabiera ją śpiącą – taki cieplutki futrzany kłębuszek - pod swoją kurtkę i zanosi do siebie. A przy okazji pogadamy sobie, poopowiadamy na bieżąco historie kocie i psie i jest bardzo miło a życie towarzyskie sąsiedzkie kwitnie. Nie tylko kocie.
Kalua przeżywa pojawienie się u swojej pani nowego psa
c.d. kroniki -wiosna 2012
do góry