Przez pryzmat lat

baner górny

Kocie historie

    Ouzo – kot o wielkim sercu i jego adoptowane dzieci

Pewnego dnia mama zadzwoniła do mnie, informując mnie z przejęciem, że u nich w ogródku zamieszkał jakiś kot. Przekrada się z opuszczonego ogrodu sąsiada, jak zapada zmierzch i chowa się u nich pod gęstym świerkiem. Mama go jeszcze nie widziała, ale jak postawiła pod świerkiem miseczkę z jedzeniem i wróciła do domu, jakiś ciemny kształt wysunął się ostrożnie spod drzewa i po chwili miseczka była pusta. I od tej pory tak było co wieczór. Mama stawiała miskę z jedzeniem i podglądała przez okno, jak kot je, ale gdy tylko chciała otworzyć drzwi, kot zmykał pod drzewo. „Co za dzikus, jeszcze takiego nie spotkałam – nawet nie mogę go obejrzeć”.

Wystraszony Ouzo
Wystraszony Ouzo

Ouzo




    Po kilku tygodniach kot był już tak przyzwyczajony do karmienia, że zjawiał się codziennie o tej samej porze. A mama stawiała miskę coraz wyżej na schodach tarasu, aż w końcu postawiła ją tuż przy drzwiach i wtedy go wreszcie obejrzała. ”Jaki on piękny! Futro ma popielate jak twoje koty, ale bardziej puchate. A jaki ładny pyszczek!” – mówiła do mnie z zachwytem. Kot został nazwany przez moją siostrę Ouzo. A to że był puchaty, to nic dziwnego: była zima a on był kotem żyjącym na dworze, nie to co moje domowe pieszczochy, które wychodziły z domu tylko na krótkie spacerki.

    Wkrótce Ouzo zamieszkał pod świerkiem na stałe, ale w dalszym ciągu na jedzenie przychodził tylko wtedy, gdy w pobliżu nie było ludzi. Latem mama utyskiwała, że kot zbrzydł, bo ma rzadsze futerko.

Aż nadeszła druga zima a z nią pojawiła się w ogrodzie młoda kotka, do której uderzyły w zaloty 3 okoliczne kocury: Łobuz, Szary Kot i Ouzo. Koteczkę Iwona nazwała Redsiną i mama miała teraz do karmienia dwa koty. Redsina bardzo prosiła, aby ją wpuścić do domu i ośmielała tym Ouzo, który już przestał uciekać z tarasu pod świerk, gdy mama otwierała drzwi.

A kiedy latem Redsina zaczęła po kolei przyprowadzać na mamy taras swoje pociechy – najpierw Buzuczka, potem Fetę a w końcu Zorbkę (Iwonka konsekwentnie nadawała im greckie imiona), Ouzo od razu zajął się nimi. Jadał razem z nimi, ale nie podkradał małym jedzenia. Mama wystawiał teraz dwie miski: jedną dla kocura a drugą dla Redsiny z kociakami. A kiedy Redsina odnalazła mój dom i zamieszkała z nami, Ouzo przygarnął kocięta pod świerk. Pilnował ich, obserwował, jak się bawiły, lizał je po główkach – zupełnie jak ojciec. I sprawiał wrażenie bardzo szczęśliwego z tą gromadką.

Na jesieni przyjaciel Iwonki skonstruował dla kotów domek ze styropianu, ale nie starczył on im na długo. Wkrótce jesienne deszcze rozpuściły klej i pod naporem 4 rosnących kotów domek rozwalił się. Wtedy Iwonka zafundowała kotom piękną budę psią i wymościła ją w środku kocykami. Obserwowaliśmy z niepokojem, czy nowy dom przypadnie maluchom do gustu. I potem ze wzruszeniem patrzyliśmy, jak Ouzo zagarnia małe do środka a sam, chroniąc je, zajmuje miejsce przy otworze budki.

Zorba przed budką

Któregoś dnia zniknęła Feta i nie pojawiła się już więcej. Ponieważ mama widziała, że koteczka mocno wymiotowała, więc podejrzewamy, że mogła zjeść jakąś trutkę i nie przeżyła tego.

Zimą Iwonka wpuszczała koty do domu, aby się ogrzały, ale małe nie dawały do siebie podejść. Za to Ouzo dał się oswoić. Przysuwał się do ręki, na której było jedzenie i wreszcie dał się pogłaskać. I okazał się, że całkiem to lubi!

Przed nadejściem zimy postanowiłyśmy koty zaszczepić. Cóż to była za operacja! Zawołany do domu weterynarz bez problemów zaszczepił Ouzo, który wtedy pozwalał już się brać na ręce, ale ze złapaniem małych mieliśmy problem. Kociaki, owszem, do domu weszły, ale po zamknięciu drzwi wpadły w nerwowy amok i chowały się pod kanapami. W końcu zagoniliśmy je do łazienki i tam je wreszcie dopadliśmy. Ale i tak Zorba podrapała weterynarza i ugryzła go w rękę w trakcie robienia zastrzyku.

Na wiosnę z kolei postanowiłyśmy Zorbę wysterylizować. Był już na to najwyższy czas. Młode weszły w wiek młodzieńczy i oba kocurki zaczęły się interesować małą Zorbką. Mama alarmowała już w lutym, że kocury molestują kotkę, a ta nie ma jeszcze ochoty na takie karesy i nie czuje się już z nimi w budce bezpiecznie.

Zorba je   Buzuki u Iwonki
Zorbka je a Buzuki ją pilnuje

Mama z Iwonką przygotowały się do tej operacji lepiej niż do szczepienia. Przez jakiś czas mama karmiła kiełbasą Zorbkę, zwabiając ją tym samym do domu. Potem złapała kotkę podstępem do klatki, na tę kiełbasę, oczywiście. Po zabiegu Iwona przetrzymała kotkę przez tydzień w domu. Zorba miała leżankę w spokojnym miejscu w piwnicy, ale była tak obolała i przestraszona, że niewiele jadła. Przez ten czas Buzuki i Ouzo wyraźnie niepokoili się o kotkę, a Buzuki ją smętnie nawoływał. I kiedy już kotka została wypuszczona na wolność, obydwaj bardzo cieszyli się na jej widok, ocierali o nią i lizali ją po pyszczku. Niesamowicie wzruszające było to ich przywiązanie do siebie.

Ouzo   Buzuki   Zorba
Ouzo i jego adoptowane dzieci: Buzuki i Zorbka

Ouzo śpi



    Ouzo był już wtedy tak oswojonym kotem, że sam prosił o pieszczoty. Głaskany, gruchał namiętnie i tarzając się na grzbiecie, wystawiał coraz to inne części ciała na pieszczoty. Futro bardzo mu się elektryzowało i od czasu do czasu zwilżałam je.

Na wiosnę 3 dorosłym kotom było już w budce ciasno. Buzuki zaczął oddalać się od domu, ale Zorba towarzyszyła mojej mamie w ogródkowych pracach. Ouzo też coraz częściej opuszczał posesję, tak jakby wiedział, że nie jest już młodym potrzebny. I pewnego dnia zauważyłam go na swoim ogródku. Oczywiście przyjęłam go z dużą radością, wygłaskałam, nakarmiłam i odtąd przychodził do nas raz dziennie na jedzenie. Myślę, że porcje, które dawała kotom moja mama były już niewystarczające, a Ouzo, jak dobry tata, nie chciał ograbiać dzieci i poszukał sobie innej stołówki. Może nie tylko u mnie... :) W każdym razie Ouzo zjawiał się u mnie przez całe lato, gdy ja opłakiwałam zaginionego Łobuzka i dawał koncert gruchania.

Ouzo na moim ogródku
Ouzo na moim ogródku

Ouzo je

I nagle pewnego dnia nie zjawił się. Było to niecałe dwa miesiące od zaginięcia Łobuza, gdy miałam przeszukany cały teren za naszym osiedlem i wiedziałam, że nie ma tam wnyków, więc na początku nie zaniepokoiłam się. Ale, gdy nie pojawił się po kilku dniach i dowiedziałam się, że Iwona też go nie widziała, poleciałam za nasze osiedle, nawoływałam go. Przeszukałam chaszcze, ale nie znalazłam Ouzolka, ani śladu po nim. Rozżaliłam się bardzo, gdyż był to kolejny kot po Łobuzie, który rozpłynął się bez śladu...

jedno z ostatnich zdjęć Ouzo






    I do dziś nie wiem, co się z nim stało. Przeniósł się w inne miejsce, gdyż uznał, że jemu i dorosłemu już Buzukowi jest na jednym terenie za ciasno? Mało prawdopodobne, gdyż nie zaobserwowałam żadnych scysji między nimi.

    Jak więc zakończyła się historia najbardziej opiekuńczego i sympatycznego kota, jakiego spotkałam w życiu?

    Jak zakończył życie Ouzo, wspaniały dziki kot, który znalazł dom i rodzinę, ponieważ sam potrafił obdarować innych swoją miłością?



Ouzo odchodzi

Kocie historie - Misiek - porzucony kanapowiec                              do góry

Warszawa wrzesień 2011 r.

mail