Kronika domu szczęśliwych kotów | Kocie historie | Kocie zachowania | Bohaterowie kroniki i ich galeria | Koty świata |
Już zaczynałam wątpić, czy jeszcze w tym roku się pojawi. Boże Narodzenie i Sylwester minęły w miłych nastrojach, ale aura była raczej wiosenna. Zielona trawa i rosnące na tarasie kosmate, srebrzyste liście mrozów, całkiem spore kiełki żonkili i tulipanów, wychodzących z ziemi... Przypominałam sobie, że Wielkanoc 2013 była mroźna i śnieżna – przecież zamiast śmigusa – dyngusa mieliśmy bitwę na śnieżki i ulepiliśmy bałwana. Czyli święta kościelne zamieniły się miejscami, przynajmniej jeśli chodzi o pogodę.
Ale w końcu przyszła. Sypnęła trochę śniegiem, zamieniła krajobraz w bajkową scenerię.
Zima przygnała też niektóre koty do domu. Amaretto, który pojawiał się już rzadko i na krótko, znowu od trzech dni nocuje w domu, albo spędza w nim cały dzień.
Bandżo, nie wiem czemu, nie idzie spać do swojego domu, tylko oczekuje, że wpuszczę go na kolację i ładuje się do piwnicy, jeśli ma szczęście, że trafił pod nieobecność Amaretta (bo inaczej go nie wpuszczam).
Amaretto zimą śpi w domu
Buzuczek od czasu pojawienia się śniegu przydreptuje do nas co wieczór i w ciepłej kuchni zajada, aż mu się uszka trzęsą. Zawsze ładnie wita się z mamą, trącając się z nią noskami. Po zjedzeniu kolacji wcale nie spieszy mu się do wyjścia. Siada pod stołem w kuchni lub na dywanie pod fotelem i czasem wpada w drzemkę. Raz zainteresowała go szopka, która kolejny rok leży pod naszą choinką.
Pojawił się też Romek Szary Kot, który już dawno nas nie odwiedzał, tylko od czasu do czasu spotykałam go na ulicy, aby wspólnie odprawiać radosne pląsy powitania, ozdabiane rozkosznym gruchaniem i rozścielaniem się u moich stóp na środku jezdni... Teraz wpada na chwilę do nas, ładnie poprosi o swoje ulubione chrupki, daje się wygłaskać, ale jest u nas krótko.
Szary Kot Romek i Banjo czasem wpadają do nas z wizytą
Od kilku dni znowu po porcyjkę chrupek zagląda do nas, dawno też nie widziany, neurasteniczny Garbaty Nos. Zwykle robi się z tego jakaś mała awanturka, gdyż Metaksa tego kota gnębi, czai się gdzieś pod fotelem, aby znienacka napaść na niego z pazurami, dlatego też staram się dawać mu jeść na zewnątrz. Ale ostatnio sam wszedł do domu, gdy karmiłam Buzuka, wprowadzając nerwową atmosferę, gdyż zaraz po zobaczeniu innego samca, zaczął warczeć, chowając się pod stołem. Buzuczek trochę się Garbatego Nosa obawiał, ale w końcu głód zwyciężył i kot został w kuchni, nie zważając na histerię tego drugiego, który powarkiwał cały czas, nawet wtedy gdy jadł, rzucane mu pod stół, kąski.
Natomiast Oklapnięte Uszko przestał okupywać nasz taras. Nie wiem, czy dlatego, że jest zimno i siedzi w swoim domu (zakładam, że go ma). Czy dlatego, że po Nowym Roku wróciłam do pracy, więc nie karmię namolnego kota co chwila. Całe szczęście, że Uszko nam trochę odpuścił, gdyż inne koty mogą bez strachu wchodzić na taras ogrodowy i prosić o wpuszczenie do domu. Chociaż Amaretto wymyślił chyba bezpieczniejszy sposób pojawiania się u nas. Dwukrotnie spotkałam go siedzącego na balustradzie przed domem i czekającego na mnie. Faktycznie, jeśli Oklapnięte Ucho przesiaduje na tarasie na tyłach domu, to z przodu jest całkiem bezpiecznie. Tak więc pragmatyczny Amaretto jeszcze raz dowiódł swojej inteligencji.
I po zimie. W tym roku trwała wyjątkowo krótko. Śnieg utrzymywał się kilka tygodni i zaledwie jeden raz udało mi się pojeździć na biegówkach, namawiając na nie znajomych w ostatnim momencie przed odwilżą, która okazała się być ostateczną. Już w lutym aura była sucha i ciepła, śniegi powoli topniały a w ogródku zakwitły krokusy.
Trochę mi tej zimy brakuje. Znacznie przyjemniej wstaje się rano do pracy, gdy na dworze iskrzy śnieg. Mróz też by się przydał ze względu na szkodniki roślin, przesypiające zimę płytko pod ziemią. Ale dla dzikich kotów i ptaków to lepiej. Nie zmarzły i pożywienie mogły zdobyć łatwo.
Nasze koty spędziły zimę w domu, przesypiając ją przez większość czasu. Kalua szła wieczorem do swojego domu sama, albo przychodziła po nią pani. Trzy pozostałe koteczki spały w różnych pokojach, nie wchodząc sobie w drogę, przy czym Metaksa polubiła ostatnio nocne dzielenie łóżka z panem, a Redsinka jak zwykle ze mną. Przez miesiąc okupował też dom Amaretto, odsypiając całoroczne łazęgowanie. No i regularnie odwiedzał nas Buzuczek. Za to Oklapnięte Uszko przestał do nas przychodzić, gdy tylko mróz spadł poniżej 5 stopni. Można chyba wyciągnąć z tego wniosek, że jakiś ciepły dom posiada.
Metaksa śpi na kocu
A Redsina na drugim kocu
W połowie lutego przyszła wspomniana odwilż i Amaretka wymiotło z domu. Uznał chyba, że już odpoczął, nabrał sił i pora szukać szczęścia w miłości. I jak opuścił dom, to wrócił po 10 dniach.
Mrauczący, pobudzony, ale wcale nie zaniedbany. Futro piękne, bo jeszcze zimowe, brzuszek zaokrąglony, pyszczek zdrowiutki. Przeleciał się po domu, sprawdzając, czy jakaś chętne panny nie kryją się po kątach, został ofukany przez matkę Tekilę i babkę Metaksę i wypadł znowu na dwór.
I wrócił po tygodniu, aby tylko się pokazać, że żyje. Nawet nie był zainteresowany jedzeniem. To znaczy, owszem, zjadł to, co aktualnie miałam w domu, parówkę, czy wątróbkę, ale wcale się na to nie rzucał. Capnął coś jak z łaski i poleciał, mraucząc zawadiacko. Czyli ewidentnie gdzieś ten kot ma jakąś stołówkę a może nawet dom, bo gdy nie pokazywał się przez ten czas, Sąsiadka też go nie widywała.
Podobnie z Buzuczkiem, też co jakiś czas robi sobie przerwę w odwiedzinach naszego domu a po powrocie wygląda ładnie i dorodnie.
Czyli na razie u nas wszystko w porządku. I niech tak zostanie.
Amaretto odpoczywa po miłosnych podbojach
W ogródku prawie wiosna. Kwitną krokusy a na krzewach pojawiają się małe liście. Nad ranem bywają jeszcze przymrozki, ale przyrodzie to, jak widać, nie przeszkadza. Mam tylko nadzieję, że zima nie przypomni sobie o nas w kwietniu lub w maju, gdy będą kwitnąć drzewa i krzewy owocowe.
Pod dłuższą nieobecność Amaretta i Buzuczka pojawia się u nas od czasu do czasu Szary Kot, Bandżo i Oklapnięte Uszko. Ten ostatni na szczęście nie wrócił do swego zwyczaju okupowania tarasu, jak to robił na jesieni, za to poleguje czasami na trawie.
Oklapnięte Uszko w ogródku
Jakiś czas temu zaalarmowało mnie wycie kotów. Na ogródku stały naprzeciwko siebie Oklapnięte Uszko i Bandżo w bardzo bojowych pozach i ćwiczyły swe struny głosowe. Poleciałam do nich, łapiąc po drodze aparat fotograficzny, gdyż, mimo hałaśliwych i buńczucznych postaw obu antagonistów nie wydawało mi się, aby mogło dojść do jakiejś większej rozróby. I rzeczywiście, po mojej uspokajającej mantrze „No już, grzeczne kotki, spokojnie, spokojnie” , koty przestały wyć i przybrały pozy mniej wojownicze, tak, że nawet nie zdążyłam zrobić im oryginalnego zdjęcia. Co więcej, Bandżo, uspokojony mym pojawieniem się, całkiem zignorował przeciwnika, kładąc się na trawie i rozpoczynając na niej rozkoszą gimnastykę. Tarzał się i wyginał, eksponując coraz to inne części swego ciała i demonstrując swe piękne, lśniące futro. Jakby chciał pognębić przeciwnika, już nie tylko swą potężną postawą, ale też wspaniałym wyglądem. A biedny, stary Oklapnięte Uszko, z piętnującym go zbliznowaciałym uchem i załzawionymi oczami, patrzył na tę demonstrację młodości i urody i po chwili wycofał się cichutko, opuszczając nasz ogródek z opuszczonym ogonkiem.
Bandzo i Oklapnięte Uszko - tym razem nie doszło do konfrontacji
"Tak naprawdę nie jestem w nastroju do walki"
Rozkoszny Bandżo
Demonstracja urody
Piękny Bandżo
A Oklapnięte Uszko się temu przyglądał
"Widzisz? Nawet się do mnie nie umywasz!"
Smutny Oklapnięte Uszko, pokonany bez walki, opuszcza nasz teren
Wiosna 2014 - c.d. kroniki
do góry
Zapraszam na moją stronę o podróżach