Kronika domu szczęśliwych kotów | Kocie historie | Kocie zachowania | Bohaterowie kroniki i ich galeria | Koty świata |
Niestety, 4 miesięce po pochowaniu Redsinki musiałam też pożegnać się na zawsze z Metaksą.
Z jej nerkami niby było już lepiej. Po autoszczepionce i kolejnych kroplówkach (na które jeździła przez prawie dwa lata) nie sikała już z krwią, chociaż czasem analizy pokazywały w moczu białko.
Badania w lutym wykazały już podwyższone ciśnienie, więc do dotychczasowych leków doszedł jeszcze jeden, który dawałam kotce zbyt krótko, bo źle zrozumiałam polecenia lekarza.
Za to wyniki hormonów tarczycowych były prawidłowe.
Metaksa w zimie na ogródku i przed domem - tropi kocie ślady
Metaksa zachowywała się normalnie. Jadła co prawda najchętniej surowe mięso i trzeba było się trochę nagimnastykować, aby zjadła pokarm przeznaczony dla kotów w problemami nerkowymi, ale poza tym kotka była sprawna. Przesypiała dnie a po południu prosiła o wypuszczenie i chodziła do swej nowej przyjaciółki, czyli do Bogusi.
Metaksa w zimie przesypiała całe dnie
Obie bardzo się polubiły i Bogusia zachwycała się kotką, jaka jest mądra i ładna. Wieczorem szłam po kotkę albo sąsiadka przynosiła mi ją na rękach. Po kolacji i przyjęciu dawki leków Metaksa chciała jeszcze wychodzić, wtedy trzeba było udawać, że nie rozumie się jej próśb i kończyło się to przyczajonym położeniem się kotki na schodach - chyba po to, aby potykać się o kota przy schodzeniu na dół, albo (mniej perfidnie) po to, aby nie dało się przegapić momentu, gdy pani schodzi do kuchni. Na szczęście, gdy już kładłam się do łóżka, kotka zgodnie zwijała się w kłębuszek koło mnie i tak zasypiałyśmy. Oczywiście trzeba było przygotować wodę w kubku i postawić na szafce koło mnie, bo inną wodę (czyli n. p. postawioną na podłodze w kociej miseczce) kotka ignorowała. A pić w nocy musiała - gdy wody brakło, zaczynały się wędrówki po łóżku a czasem budzenie mnie łepkiem.
Pod koniec stycznia wyjechałam z dziećmi na narty a koty zostały pod opieką Olgi. To było okres, gdy Metaksa odważała się coraz częściej wchodzić do domu swej pierwszej pani, może ze względu na to, że psy już są stare i schorowane, a więc niegroźne, a może kotka potrzebowała czasem schronienia na noc u kogoś innego niż mój dom. Tak więc bez wyrzutów sumienia wyjechałam na 5 dni i Metaksa w tym czasie spała czasem u Olgi a czasem u mnie.
W lutym zima już o nas zapomniała i nawet nad ranem nie było przymrozków, więc parę razy zdarzyło się, że po powrocie od Bogusi pozwalałam jeszcze kotce wieczorem wyjść na dwór. Kilka razy nie wracała wtedy do domu na noc a moje nawoływania koło Bogusi domu nic nie dały. Nie martwiłam sie tym zbytnio, bo nie było mrozów, ale może to właśnie spowodowało pogorszenie stanu nerek...
Metka popołudniami wychodziła do swej trzeciej pani
Bo pod koniec lutego Metaksa zaczęła gorzej jeść. Miałam wrażenie, że ma problemy z połykaniem a Bogusia mówiła, że śpi u niej przez cały czas i wygląda na mniej zainteresowaną tym, co się koło niej dzieje. Futerko kotki też wyglądało gorzej. A kiedy po kilku dniach Metka nie wykazała nawet zwykłej chęci na zjedzenie małych kawałków mięsa i po powrocie z zajęć tanecznych znalazłam zwymiotowane to, co trochę przełknęła, postanowiłam pojechać z nią rano do lekarza.
Rano kotka nie chciała już nic jeść i wyglądała na osłabioną a poza tym ukrywała się przede mną pod łóżkiem. Miauczała też, gdy brałam ja na ręce - wyraźnie coś ja bolało.
Pojechałyśmy więc razem z Bogusią do przychodni i lekarz stwierdził, że to coś z układem trawiennym, dał jej kroplówkę z witaminą B12 i środek przeciwwymiotny, ale do pyszczka jej nie spojrzał, mimo moich sugestii, że kotkę wyraźnie coś boli.
"Może coś utkwiło jej w buzi?" - myślałam.
Kotka po kroplówce, którą zniosla dzielnie, przyzwyczajona do tego od 1,5 roku, na tyle się pobudziła, że sama władowała się do kontenerka.
Ale następnego dnia kotka znowu odsuwała się od jedzenia i z widocznym trudem zeszła na mój widok z fotela, ukrywając się głęboko pod szafą. To już jest znak, że zwierzę czuje się bardzo żle. Ja musiałam wyjechać na cały dzień, więc poinformowałam Olgę o sytuacji i dałam jej klucze do mojego mieszkania, aby zajrzała do kotki za parę godzin. Olga zastała Metaksę w tym samym stanie. Kot był już bardzo słaby, więc zawiozła go znowu do lekarza. Tam zdecydowano, że zostawiają kotkę w szpitalu, gdyż miała już obniżoną temperaturę i musiała zostać ogrzewana. Założono jej też kroplówkę dożylną i zajrzano do buzi - kotka miał tam duże nadżerki, a te, jak powiedział lekarz, są częstym objawem złego stanu nerek. Powiedziano Oldze, że decydujące więc będą wyniki analizy pracy nerek, a te wieczorem okazały się być całkiem niezłe. Ale kotka cały czas leżała i tylko piła.
Postanowiłyśmy z Olgą pojechać do szpitala następnego dnia rano. Chciałam zawieźć zwierzakowi coś, co łatwo mógłby zjeść, przygotowałam więc surowe żółtko w jednym pojemniczku i śmietankę w drugim.
Ale koło 10-tej zadzwoniła lekarka, że z kotką jest tylko gorzej. Nie ma z nią kontaktu i wyniki krwi znacznie się pogorszyły, mimo przebywania w podgrzewaczu i podawania antybiotyku. Sugerowała też, że obecny stan nie rokuje wyzdrowienia...
Pojechałyśmy do szpitala, wiedząc, że to będzie nasze pożegnanie.
Przyniesiono nam Metaksę - patrzyła bez reakcji i leżała bezwładnie. Lekarka pokazała nam wyniki analizy krwi - wystąpiło już duże zatrucie organizmu.
Głaskałam naszą kochaną koteczkę i mówiłam do niej - na moment jakby odzyskała zainteresowanie otoczeniem i podniosła główkę, ale zaraz jej opadła...
Lekarka sugerowała, aby kotkę uśpić, bo skoro jest pod kroplówką całą dobę i jej stan się nie poprawia, a wręcz pogarsza, to wskazuje to na zanik pracy nerek.
I kotka będzie się już tylko męczyć. U ludzi można by zrobić dializę i przedłużać im życie, czekając na przeszczep. A u kotów?
Musiałam podjęć ciężką decyzję i przyznaję, że gdyby nie obecność Olgi, sama pewnie nie zdecydowałabym się na uśpienie zwierzaka. Jeszcze bym czekała dzień, dwa, licząc na poprawę - tak jak w przypadku Redsiny, gdzie byłam przy niej do samego końca. Ale Olga wydawała się być zdecydowana...
I na logikę nie było na co czekać. Głaskałam Metaksę, żegnając się z nią i przepraszając, że jej nie dopilnowałam - gdyby kilka razy nie spędziła nocy na dworze - może do tego by nie doszło...
Kotka leżała bez ruchu i nie reagowała na nic. Poprosiłam więc o nożyczki i ucięłam kilka kosmyków jej pięknego futra. A potem lekarka wstrzyknęła jej środek przeciwbólowy i truciznę. Trwało to moment i nasza piękna kotka już nie żyła.
Pochowałyśmy ją razem z Olgą obok Redsiny. Leżą obok siebie dwie kotki, antagonistki, ale jednocześnie współlokatorki. Żyły ze sobą kilkanaście lat.
Metksa i Redsina z Asią - obie kotki zmarły w ciągu 4 miesięcy
Metaksa żyła 16 lat i prawie cały ten czas mieszkała u nas.
Zawsze była kotem z charakterem, rządzącym gromadką swoich potomków. Prawdziwa królowa a potem nestorka rodu.
Wyniosła, władcza, niezależna. Ustanawiająca hierarchię w naszym kocim i nie tylko kocim światku.
Potrafiła też rządzić ludźmi, aby osiągnąć to, co chciała, czasem przy pomocy nieakceptowalnych metod - jak sikanie w różnych miejscach
Metka pozwalała sobie na zbyt dużo...,
Przez przeszło 13 lat mieszkała u mnie...
Przez 16 lat towarzyszyła mi na ogródku
Nasze wnuki rosły przy niej...
i bawiły się z nią
Metaksa ustawiała całe kocie towarzystwo odkąd zabrakło Łobuza. Tu: Łobuz, Metka i Tekila
A tu Metaksa ze swym wnukiem (a synem Łobuzka) - Amarettem
Tu z Amaretkiem i z Redsiną
A jednocześnie była taka wdzięczna i domagająca się o uwagę i pieszczoty, gdy jej tego było potrzeba.
Metaksa i Redsina z Asią
Ela i Asia głaszczą Metkę
Brakuje mi teraz jej bacznego spojrzenia, gdy obserwowała to, co robię w domu, siedząc na parapecie okna.
Brakuje mi jej obecności w ogródku - tyle lat asystowała mi w pracach i przy pisaniu stron internetowych na ogrodowej huśtawce.
Jej bezceremonialnego wtarabaniania się na mój podołek, gdy stwierdziła, że już dość się napracowałam, że powinnam zauważyć i dopieścić kota.
Piszę ten tekst na ogródku i bezwiednie oczekuję, że przyjdzie do mnie, wskoczy na huśtawkę i trąci mnie łepkiem. "Aniu, już dość, jestem koło ciebie. Zajmij się mną. "
I nie zawsze chodziło tylko o jedzenie - tak jak z Redsiną, tak samo z Metaksą łączyły mnie silne więzy emocjonalne. Myśmy naprawdę gadały ze sobą i wymieniały się energią.
Czujna Metaksa...
Metaksa i Redsina towarzyszyły mi przez kilkanaście lat, gdy pracowałam na laptopie na huśtawce, lub szyłam...
- to była istna sielanka
Śpię teraz nie niepokojona przez kotkę, mam mniej obowiązków i czyściej w domu, ale czują się sama. W przypadku Redsiny brakuje mi osoby, która mnie bezkrytycznie kochała i którą ja kochałam i opiekowałam się przez tyle lat.
W przypadku Metaksy brakuje mi osoby, z którą miałam silną więź i która, jak mi się wydawało, czuwała nade mną. Zwłaszcza od czasu, gdy po śmierci męża mieszkam sama.
W przypadku obu kotek, ich zachowanie i sytuacje z nimi związane były głównymi tematami rozmów w naszym domu przez kilkanaście lat. I obie kotki stanowiły ważną część naszego życie przez te lata.
Teraz tego brakuje....
Żegnaj przyjaciółko Metakso. Byłaś wyjątkowa, piękna i mądra.
Jakim słodkim maleństwem kiedyś byłaś
Młoda Metaksa
Metaksa była mądrym kotem
i wszystko musiała mieć pod kontrolą
Po śmierci Metaksy zostały mi tylko dwie kotki - Tekila i Kalua - córka i wnuczka Metaksy. Ale ze względu na to, że Kalua , córka Tekili i mojego nieodżałowanego Łobuzka,zachodzi do mnie rzadziej, gdyż jako właściwe domostwo traktuje dom Olgi, swojej pierwotnej pani, nie obawiając się jej psów a do mnie w sezonie ciepłym wpada tylko na jedzenie (w zimne noce i owszem zdarza jej się spać u mnie), to tak naprawdę w domu na stałe została tylko jedna kotka.
Nie wiem, czy Tekila zauważyła nietypowe zachowanie Metaksy przed śmiercią i jak w ogóle zwierzęta reagują na takie zdarzenia, ale przez dwie noce po pochowaniu Metki, Tekila spała na górze szafy w moim pokoju, co jej się wcześniej nie zdarzało. Miałam wrażenie, że kotka obserwuje mnie, gdyż najpierw długo patrzyła na mnie z wysoka, nawet wtedy, gdy światło było już zgaszone i dopiero po jakimś czasie kładła się spać.
A po kilku dniach nastąpiły w jej zachowaniu bardziej pozytywne zmiany. Kotka zaczęła spać ze mną, wyraźnie zajmując dawne miejsce Metaksy przy mnie. Co prawda nie budzi mnie tak bezceremonialnie, jak jej mama, czy dawniej Redsina - w ogóle mnie nie budzi. Zrywa się z łóżka, gdy ja wstaję i zgodnie idziemy na śniadanie.
Tekila czeka na śniadanie
Ja też zaczęłam ją inaczej traktować. Dawniej nie zajmowałam się dłużej Tekilą i Kaluą - dawałam jedzenie, gdy wpadały do domu z dworu, głaskałam na powitanie, sprawdzając jednocześnie, czy nie mają jakiś kleszczy, a potem kotki wracały na spacer lub leciały na piętro spać. Ale teraz, gdy pochowałam dwie koteczki, które sprawiały swoimi chorobami kłopoty i moja uwaga skierowana była głównie na nie, mogłam poświęcić więcej czasu Tekili. I okazało się, że kotka nie tylko lubi bawić się sznurkiem, ale też lubi być głaskana bardziej niż mi się dotąd wydawało.
I nawet zaczęła mi wskakiwać na kolana, czego wcześniej nie było! I wyraźnie prosić o pieszczoty. Tak jakby chciała wykorzystać ten czas, gdy wreszcie moja uwaga nie jest skierowana na zniedołężniałą Redsinę i chorą Metaksę. Obie mamy nadzieję, że teraz przyszedł czas Tekili.
Tekila została głównym kotem w moim domu
A jeśli chodzi o inne koty, to teraz częściej odwiedza mnie Bandżo, wnuk Łobuzka i Tekilki. On też już ma swoje lata i zauważyłam, że trudno mu wskakiwać na wysoką balustradę przy schodach.
Wygląda też na to, że ma zmniejszoną masę mięśniową w udach. Spytałam więc przy okazji jego właścicieli, czy badali mu tarczyce. I niestety, miałam rację. Bandżo ma takie same problemy z tarczycą, jak miał moje dwie kotki.
Mam nadzieję, że w jego przypadku uda się go dłużej utrzymać przy życiu.
Bandżo często wpada w odwiedziny teraz, gdy nie ma już Metaksy i Redsiny
Rzeczywiście teraz jest czas Tekili. Widać, że kotka czuje się w domu, jak na własnym gospodarstwie. Jest spokojna, chętna do bliskiego kontaktu, lubi towarzyszyć mi, gdy robię coś na komputerze. Wsakuje mi wtedy na kolana i mości na nich do spania.
Nie przeszkadza jej grające i błyskające pudło. Raz tylko zareagowała na obraz na ekranie, gdy powiła się tam wielka głowa kota o dużych jasnych oczach. Tekila wskoczyła na biurko, zafuczała na monitor, ale za chwilę go obwąchała i uspokojona poszła dalej spać na moim podołku.
Częściej pokazuje swoje rozczarowanie, gdy muszę na chwilę wstać i zrzucić ją z kolan. Ale nauczyła się to robić po cyrkowemu, wyginając ciałko tak, że zamiast na podłodze, ląduje na zwalnianym przez mnie fotelu. I gdy wracam do komputera, miejsce jest już zajęte...
Jest to zresztą ulubiony fotel kotki, na którym przesypia większość nocy i dni. Oczywiście nie byłaby kotem , gdyby nie zmieniała sobie miejsc do spania. Mam kilka pokoi i jest w czym wybierać - trzy łóżka, dwie kanapy, fotele, krzesła, parapety okienne, szafy - spać można wszędzie.
A gdy już i to się znudzi, można poprosić o otworzenie drzwi do piwnicy. Prawdziwą gratką są spuszczane schody na stryszek - tam jest cudownie, ciepło i nikt nie łazi - i tyle niedopakowanych toreb, do których można się wślizgnąć...
Cudownie! Cały dom i Ania dla jednego kota! Jednego, bo Kalua odwiedza nas teraz rzadko, czasem nie widzę jej tygodniami, gdyż przesiaduje u swojej pani.
Różnorodność miejsc do spania, ale najlepszym jest zielony fotel komputerowy
A co u mnie? Wiosna, lato , jesień. Pory roku mijają jedna po drugiej, jak w kalejdoskopie. Życie pędzi przed siebie i zdaje mi się, że z roku na rok przyspiesza.
Rodzina, dom, ogródek, praca, tańce. Występy – dwa w kwietniu na festiwalu i dwa na zakończenie roku szkolnego. Na drugi występ wyjechaliśmy do Krakowa. Pojechałam 2 dni wcześniej, aby pozwiedzać trochę Kraków, korzystając z zaproszenia swojej koleżanki z lat młodości - Grażyny. Wracałam po 4 dniach, licząc na opiekę nad Tekilą udzielaną przez moją sąsiadkę. Tekila latem spędza całe dnie na dworze i czasami noce. Olga miała jej zostawiać jedzenie na moim tarasie – czasem kotka odwiedza ją zresztą, zawsze witana jakimś poczęstunkiem. Tekila jest kotem bezproblemowym, więc nie obawiałam się niczego złego. Po powrocie kotka nie zjawiła się w domu od razu, chociaż ją wołałam. Nawet widziałam ją, jak przeskakiwała przez płot od sąsiadów, ale obrażona nie dała się do siebie zbliżyć i wróciła do domu później.
Tekila "gubiła się" na kilka dni, gdy wyjeżdżałam na wakacje
W okresie wakacyjnym wyjeżdżałam dwukrotnie po tygodniu i Tekilę znowu zostawiłam pod opieką sąsiadki. Miała klucze do mnie, aby kotkę wpuszczać na noc, karmić i rano po śniadaniu wypuszczać na dwór. Ale wtedy znowu okazało się, że nasza wspólna kotka wcale nie jest taka bezproblemowa, jak nam się wydawało. Przez dwa pierwsze dni wszystko działało, jak zaplanowałyśmy, Tekila czekała pod domem na Olgę, lecz potem już nie. Olga zaglądała do mnie kilkakrotnie i wołała kotkę, ale ta nie przyszła. Zostawiono więc jej jedzenie na tarasie ogródka. Gdy po 5 dnach wysłałam sms-a z pytaniem, co z kotem, dowiedziałam się, że Olga jej nie widuje nawet u siebie. Wobec tego postanowiłam wrócić trochę wcześniej i poszukać kota, zanim wyjadę znowu na tydzień. Przyjechałam wieczorem.
Wołam kota – bez skutku. Zostawiłam świeże jedzenie przed domem. Sprawdzam rano – nie ruszone. Tekili zdarzało się czasem nie wracać do domu przez dwa, trzy dni w sezonie letnim i zawsze okazywało się potem, że wracała szczęśliwa bez śladu jakiejś złej przygody. Nawet śmiałam się, że ona musi mieć jeszcze jakąś inną metę. Więc teraz jeszcze się nie niepokoiłam tylko czekałam, chociaż powinnam już tego dnia wyjeżdżać do dzieci w góry.
Po południu poszłam za nasze osiedle jej poszukać. Teren bardzo zmienił się od czasu, gdy łaziłam tu w poszukiwaniu Prążka i Łobuzka kilkanaście lat temu. Przede wszystkim zaczęto budować osiedle i za płotem mojej siostry postawiono już dwa domy. W miejscu, gdzie kiedyś rosły głogi i mieszkał Buzuczek, teraz są wykarczowane wertepy ziemi z dwoma górami powstałymi po wykopywaniu ziemi pod fundamenty nowych domów i ten teren dochodzi do drogi, wybudowanej w zeszłym roku, po zabraniu Iwonie części działki. Tu więc teraz kota szukać łatwo – wszystko widać, ale za płotem przy końcu naszego osiedla jeszcze rosną krzaki i dzikie chaszcze. Łaziłam więc po nich i wołałam Tekilę, nadsłuchując od czasu do czasu, czy się nie odzywa. I tak doszłam do końca terenu, zamkniętego metalową siatką przed wyjściem na ulicę koło mojej siostry.
Dziki teren, po którym łaziły nasze koty skurczył się teraz, za to jest częściowo ogrodzony. To przed tym płotem spotkałam Tekilę po powrocie z letniego wyjazdu
I widzę, że naprzeciwko mnie, po drugiej stronie ulicy stoi czarny kot, podobny do mojego i patrzy na mnie. Więc ja patrzę na niego i mówię:
"Tekila, to ty? Gdzie się podziewałaś? Wracaj do domu. "
A kot nic. Ciągle stoi i patrzy. Więc mówię dalej:
„- Ja tam do ciebie przez płot nie przelezę, to ty musisz przyjść do mnie”.
A kot na to rusza chodnikiem w kierunku osiedla. Więc ja szybko z powrotem. Dotarłam do domu i za jakiś czas przychodzi Tekila. Nawet nie wygląda na obrażoną, tylko patrzy na mnie, jakby chciała powiedzieć:
„No co, zrobiłaś sobie wakacje, to ja też”.
Następnego dnia wyjechałam w góry a przy wyjeździe mówię do niej:
„Musisz się przyzwyczaić, że jak mnie nie ma, to opiekuje się tobą twoja druga pani. Nie rób jej problemów i melduj się codziennie”.
Chyba jeszcze wtedy nie przyjęła tego do wiadomości, bo po powrocie znowu nie pojawiała się przez dwa dni. Szukałam jej na dzikim terenie za naszymi płotami. Aż w końcu łaskawie wróciła.
Ale chyba wreszcie załapała, że ja muszę czasem opuścić dom, ale potem wracam, bo gdy w październiku pojechałyśmy z Asią na Azory, zachowywała się już wzorowo.
Codziennie pojawiała się wieczorem koło domu, wpuszczana przez Olgę wchodziła do niego na spanko i ładnie jadła. Może zimniejsze noce skłoniły ją do tego a może wzięła sobie do serca moje ostrzeżenie:
„Tym razem jadę bardzo daleko i nie będę miała jak wrócić przed czasem, więc dbaj o siebie i przychodź ładnie do domku.”
I gdy przyleciałyśmy do Warszawy późno w nocy, przywitała nas w salonie stęskniona, grzeczna koteczka.
Asia wita się z Tekilą po powrocie z Azorów
Na początku grudnia zadawaliśmy sobie pytanie, czy nadchodząca zima będzie typowa dla ostatnich , prawie bezmroźnych lat. Duże (jak na dzisiejsze klimatyczne standardy) opady śniegu i utrzymujący go w dobrej formie niewielki mróz dawały nadzieję na zimę wreszcie taką, jaka bywała kilkanaście lat temu. Pięknie ośnieżone drzewa, możliwość jazdy na sankach czy biegówkach i mrozek wybijający szkodniki i wirusy. Cieszyłam się z tego, chociaż Tekila nie podzielała mojej radości, gdy odśnieżałam podjazd koło domu. Zeszłej zimy Metaksa asystowała przy odśnieżaniu, skacząc zabawnie po śniegu. Tekila siedzi w domu i najwyżej obserwuje mnie przez okno.
Ale śniegu napadało!
Tekila w oknie
Niestety śnieg stopniał przed Bożym Narodzeniem i na święta było znowu szaro – buro. Ale wesoło, bo dużo mamy dzieci. Wieczór przed Wigilią przyjechały do mnie dziewczynki, aby pomóc mi w przygotowaniach. Ubrałyśmy choinkę, trochę poćwiczyłyśmy granie kolęd – Ela na cymbałkach, Zosia na flecie a ja na pianinie elektrycznym ( w Wigilię dołączyli do nas Staś z gitarą i Asia z fletem).
Przed spaniem pozwoliłam dziewczynkom na oglądanie filmu o koniach. I wtedy stała się rzecz dotąd niespotykana – Tekila wskoczyła Zosi na kolana i rozłożyła na nich, tak jak robi to na mnie, gdy pracuję na komputerze. Sprawiło to Zosi radość, gdyż po raz pierwszy kotka sama ją wybrała, akceptując jej pobyt w domu. Do tej pory Tekila dawała się tylko czasem dzieciom pogłaskać, najczęściej w trakcie karmienia i więcej ich nie rozpieszczała.
Tekila ogląda z dziewczynkami film... (nie wiem czemu koty przeważnie oglądają filmy siedząc tyłem do ekranu ;)
W Sylwestra było 16 stopni ciepła! I tyle zimy jak na razie . Dobrze, że świecąca lampkami choinka roztacza radosny nastrój. A pod choinką jak zwykle szopka betlejemska – ile to już lat mi służy…
Dziś, na podsumowanie roku odwiedził mnie Bandżo i nie zawiódł, rozłożył się przed szopką, wylizał jej elementy a potem tarzał się i ocierał o nie futerkiem.
Jego babcia Tekila zareagowała na niego jak zwykle alergicznie i uciekła na dwór. A Bandżo snuje się po domu i czasem nawołuje gardłowo „Ojjjjj, ojjjjj” , jakby nie był wysterylizowanym przed 14 laty kocurem…
(Jego właściciele zrobili to po zaginięciu jego dziadka Łobuza)
Kogo nawołujesz, Kocurku? Brakuje ci towarzystwa?
W drugi dzień świąt przyszedł do mnie z podrapanym i wylizanym uchem, całkiem, jakby się z kimś bił. Z kim, skoro tu już prawie nie ma innych kotów? Chciałam go odnieść do jego właścicieli, aby mu uszko przemyli,
ale bawili wtedy w gościnie a ich syn powiedział, że wrócą około 23-ciej i poprosił, by dopiero wtedy kota wypuścić ode mnie.
" Kiedy nie ma rodziców Bandżo jest nieznośny” – powiedział nie doprecyzowawszy o co chodzi.
U mnie Bandżo nie jest nieznośny. Właśnie zasnął na dywanie po wytarzaniu się w szopce. Może drewno oliwne ma właściwości halucynogenne? Śpij dobrze koteczku – mój prawnuczku .
Bandżo w odwiedzinach w czasie bożonarodzeniowym
Bandżo z szopką dokładnie 11 lat temu i dziś
Przed spaniem obowiązkowe ablucje
Zapraszam na moją stronę o podróżach